Wyprawa na Kilimandżaro jest jak gorąca kawa z lodami. Z rozległej, płaskiej i rozgrzanej słońcem sawanny wyrasta oprószony śniegiem potężny wulkan: Kilimandżaro. Przyciąga ludzi możliwością zdobycia najwyższego szczytu Afryki. Zbocza Kili porastają drzewiaste paprocie, lobelie i starce afrykańskie jak w jurajskim lesie. Z każdym metrem wznosimy się do surowego królestwa zachowanych tam jeszcze lodowców aby w końcu stanąć na samym wierzchołku afrykańskiego kontynentu (5896 m n.p.m.). Wchodząc na górę poznajemy jej charakter, ale piękno Kili poznamy dzięki pobliskiemu wulkanowi Mt Meru (4566 m n.p.m.). Zdobywany trochę dla aklimatyzacji, oferuje widok dający pojęcie o urodzie i potędze Kilimandżaro.
To właśnie w drodze na Meru, biegnącej przez park narodowy, spotkaliśmy nasze pierwsze afrykańskie zwierzęta. Jeszcze więcej widzieliśmy ich podczas safari w słynnej kalderze Ngorongoro i nad jeziorem Manyara. Na koniec polecieliśmy na Zanzibar – wyspę leżącą pod równikiem u wschodnich wybrzeży Afryki. Zanzibar oprócz przepięknych plaż ma bogatą historię, której ślady oglądaliśmy w Stone Town, historycznej dzielnicy miasta Zanzibar. Wybraliśmy się jeszcze na pobliską plantację aromatycznych przypraw. A potem już odpoczywaliśmy na plażach z białym piaskiem i palmami kokosowymi nad oceanem z ciepłą turkusową wodą i rafami koralowymi.